Wakacje na Jamajce

Zastanawiałam się chwilę, czy tak bardzo odbiegać od tematyki bloga, ale pomyślałam, że jeśli jest szansa, że komuś przyda się to co napiszę, to czemu nie? Podsumowałam więc naszą jamajską przygodę i w kilku punktach opisałam, czego można spodziewać się na miejscu, jak przemieszczać się po wyspie, gdzie jest fajnie, a gdzie mniej. Oczywiście, nie zobaczyliśmy i nie spróbowaliśmy wszystkiego, a wpis siłą rzeczy zawiera subiektywną ocenę.

Pierwszą kwestią, którą musicie ogarnąć po wylądowaniu jest transport z lotniska do miejsca zakwaterowania/noclegu, więc może od sposobu poruszania się po wyspie zacznę.

Środki transportu

Z przemieszczaniem się po wyspie nie ma najmniejszego problemu. Można oczywiście, jak wszędzie, wypożyczyć samochód, ale jest to dość drogie rozwiązanie. Chyba, że jesteście większą paczką.

Drugim (preferowanym przez nas) środkiem transportu jest sieć busów i taksówek oznakowanych jako route taxi (z czerwonymi rejestracjami). Jest to zdecydowanie najtańszy sposób podróżowania po wyspie, z którego korzystają jej mieszkańcy. Wiąże się on co prawda z niedogodnościami, w postaci ogromnego ścisku, ale nam to nawet niespecjalnie przeszkadzało. Mogliśmy w ten sposób podpatrzeć codzienne życie lokalsów. Najwięcej route taxi znajdziecie na dworcu (tzw. bus park). Nie istnieje coś takiego jak rozkład jazdy. Bus odjeżdża wtedy, kiedy się zapełni. Najdłużej czekaliśmy godzinę, aż zbierze się ekipa. Można wysiadać nie tylko na przystankach czy dworcach, ale w dowolnym wskazanym kierowcy miejscu, pod warunkiem, że jest ono „na trasie”. Powiem Wam tylko, że taka podróż to wielka przygoda sama w sobie:)

W samym Kingston funkcjonuje również sieć dużych autobusów miejskich, które kursują także do Spanish Town. Nie jestem pewna, czy mają jakieś konkretne godziny odjazdów, ponieważ na przystankach brakowało jakichkolwiek tabliczek z rozkładem.

Dla tych bardziej wygodnych i przerażonych moim dotychczasowym wywodem: jest sieć autobusów Knutsford Express, które kursują między największymi miastami na wyspie i które odjeżdżają o konkretnej godzinie. Poza tym, jeśli nie ma już miejsc siedzących, więcej pasażerów nie zabierają. A sama podróż odbywa się w klimatyzowanych, bardziej komfortowych warunkach (przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz).

Nam zdarzyło się też trzykrotnie skorzystać z podwózki mieszkańców, zazwyczaj za opłatą, ale nie będę Wam tego polecała, bo jak wszędzie, różnie można trafić. Raz byliśmy do tego zmuszeni, ponieważ źle rozplanowaliśmy noclegi i musieliśmy przenieść się do innego miasta w niedzielę, a wtedy route taxi mają dzień wolny. Kierowca widząc naszą obawę pokazał swoją legitymację strażaka ze zdjęciem oraz imieniem i nazwiskiem, co chyba miało nas uspokoić. Zdecydowaliśmy się. Jak się okazało, nasz strażak był nałogowym „palaczem”, jeżdżącym najwolniej ze wszystkich kierowców z jakimi przyszło nam podróżować na Jamajce, a po drodze zrobił nam przystanek, by pokazać swój dom rodzinny i jego mieszkańców;) Było fajnie!

Kingston

Myślisz sobie, jestem na wyspie, wypadałoby zobaczyć stolicę. Przynajmniej my tak pomyśleliśmy. Mieliśmy trochę obaw, ze względu na jej złą sławę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, dostaliśmy ostrzeżenie, aby po zmroku nie urządzać sobie spacerów i brać taksówkę, co nie poprawiło naszego samopoczucia.

A jakie są nasze obecne wrażenia po tej wizycie? Nie spotkała nas żadna nieprzyjemna sytuacja, ale stolica Jamajki przytłoczyła nas. Zbyt dużo samochodów. Zbyt wąskie chodniki i zbyt szerokie ulice. Zbyt głośno. Nie wiem o co chodzi z tym ciągłym trąbieniem, ale jest męczące. To wszystko, plus żar lejący się z nieba sprawiło, że skróciliśmy nasz pobyt, a drugiego dnia stała się tylko naszą bazą wypadową w góry. A w górach… było cudnie!

Blue Mountains

Góry Błękitne trzeba zobaczyć będąc na wyspie. Jest cicho. Zwłaszcza w porównaniu z leżącym nieopodal Kingston. Jest chłodniej. Jest przyroda. Jest miło. My wyjechaliśmy busem z Papine i dotarliśmy do Redlight, a schodząc w dół mijaliśmy Irish Town, gdzie znajduje się popularna restauracja Blue Cafe z fajnym widokiem, w której można napić się kawy z Gór Błękitnych. Po drodze można wykupić sobie również wycieczkę po plantacji kawy, co zresztą zrobiliśmy.

Co było zaskakującego? Że góry były zamieszkane. Że było mnóstwo domów, sklepików, pubów. Że dociągnięty został prąd. Że roznosił się śmiech dzieci, które chodziły tam też do szkoły. A podróż route taxi w dół, to dopiero była przygoda. Nie sądziłam, że przeżyjemy:P

A na pytanie, gdzie podobało nam się najbardziej? Odpowiedź jest jednogłośna: Treasure Beach. Aczkolwiek, kilkakrotnie słyszeliśmy, że zdecydowanie najładniejszą częścią wyspy jest Portland (Góry Błękitne stanowią jej dużą część). Nie udało nam się jednak tam dotrzeć, ze względu na brak czasu. Wyspa, mimo, że wydaje się niewielka, podróż po niej jest jednak zajmująca. Miejscowi szczególnie polecali Port Antonio, który ponoć jest mniej turystyczną miejscowością niż Negril, Ocho Rios czy Montego Bay. W Portland znajduje się również popularna Blue Lagoon, czyli miejsce, gdzie swoje posiadłości ma wiele sław. Ale wracając do…

Treasure Beach

Z miłą chęcią zostalibyśmy tam dłużej. Wyobrażam też sobie, że można tam spędzić cały urlop. Jest spokój. Jest cisza. Jest uroczo. Jest woda. Jest plaża. Są miłe knajpki. Odbywają się imprezy w Jack Sprat. Jedną taką zaliczyliśmy. Co prawda, jest turystycznie, ale kameralnie. Miejscowi są bardziej obojętni na Twoją obecność niż w innych miejscowościach, typu Ocho Rios czy Negril, czyli nie proponują ciągle taxi i innych atrakcji. Obowiązkowo popłyńcie do Pelican Baru (czyli baru na wodzie) oraz Black River, gdzie żyją krokodyle. Można też wynająć skuter i pozwiedzać okolicę.

Ocho Rios

Pierwszą miejscowością (poza Montego Bay, gdzie jedynie nocowaliśmy), od której rozpoczęliśmy wypoczynek było Ocho Rios. To turystyczna miejscowość, pewnie ze względu na bliskość atrakcji, takich jak wodospady, delfiny, etc. Wszystkie te przyjemności niestety są dość drogie. My postanowiliśmy ominąć tłumy i zaoszczędzić trochę, więc wybraliśmy się do mniej znanego, ale pięknego Cranbrook Flower Forest. Mieliśmy też świetną miejscówkę noclegową w Ocho, na wzgórzu o nazwie Columbus Heights. Trudnością było wchodzenie pod górę, ale widoki to rekompensowały!

Negril

Negril to z kolei ostatnia miejscowość w czasie naszej podróży. Również turystyczna, ale z pięknymi plażami, krystalicznie czystą wodą i fenomenalnymi klifami, z których można skakać do wody (oczywiście w wyznaczonych miejscach). A nocowanie w wynajętym pokoju przy samej plaży naprawdę nam się spodobało!

Waluta i ceny

Można płacić przy użyciu dolara jamajskiego lub amerykańskiego. Ceny niestety wysokie, mam wrażenie, że dostosowane pod amerykańskich turystów, których jest na miejscu bardzo wielu.

Ludzie

A na koniec, kilka słów o mieszkańcach Jamajki. Mimo wszechobecnej biedy, to co zaskakuje, to ich pozytywne nastawienie do innych ludzi i uśmiech. Są bardzo otwarci, uprzejmi i pomocni. Witają się nawet z obcymi. Naturalnym jest mówienie sobie dzień dobry, mijając się na ulicy. Między sobą rozmawiają jakby byli starymi, dobrymi kumplami, chociaż dopiero co się poznali. Nas, jako turystów, wciąż pytali, czy wszystko ok, czy się nie zgubiliśmy, gdzie chcemy dojechać, etc. Zauważalne było również, że w duszy wciąż gra im muzyka. Słuchają jej cały czas, często bardzo głośno i nikomu to nie przeszkadza:) Lubią śpiewać (zazwyczaj do siebie), a ulice wypełnione są dźwiękami piosenek, dobiegającymi z różnych stron, nawet ze zwykłych sklepów spożywczych. Tak więc, dobra nasza, bo do nagranych przez nas filmików, nie musimy już dodawać żadnego podkładu muzycznego:)

Mam nadzieję, że zachęciłam Was do wakacji na Jamajce. Nasze wspominamy bardzo pozytywnie, jako świetną przygodę – chyba największą jaką do tej pory mieliśmy okazję przeżyć:)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here